września 04, 2018

O powstawaniu muralu, obraźliwych krzykach i zachwytach

O powstawaniu muralu, obraźliwych krzykach i zachwytach







Projekt muralu, który zostanie uzupełniony o części niewidoczne na zdjęciach


Mural przerósł moje oczekiwania. Myślałam, że robię prostą ilustrację, której tekst dodaje celowości. Zapomniałam, że maluję psy pijące wódkę. Zapomniałam, że będę malować jak dziecko a ludzie będą na mnie krzyczeć, że to ohydne bohomazy. Zupełnie jak Pani w przedszkolu, w którym robiłam praktyki, gdy dziecko malowało piękne plamy barwne, które pani porwała, karząc rysować domek z dymkiem. Rozpoczęłam małą walkę z systemem, zapominając że dziecięca wrażliwość i szczerość znowu skojarzy się z nieumiejętnością.

Powstawanie muralu 
Na wykonanie muralu miałam 3 dni. Na miejscu okazało się, że nie do końca uświadamiałam sobie ile to jest 15x6 m. Że potrzebuję na drugi dzień rusztowania i litrów farb. Popłakałam się i stwierdziłam, że nie zrobię tego. Rano obudziłam się o świcie i zaczęłam działać. Przypomniało mi się, że na koncepcję  muralu wpadłam miesiąc temu, będąc w obozie pracy na Islandii. Przecież celowo tego dnia, po kilkunastogodzinnej pracy, zrezygnowałam z metafizycznych uniesień moich abstrakcji. Rezygnuję z warsztatu, swoich technicznych możliwości i ich wirtuozerii, wracam do istoty najbardziej możliwie prostej kreski.


Zadłużam się u Ojca, proszę go o pomoc z przewiezieniem farb i rusztowania. Przez całą drogę mówi mi, że to co robię jest bez sensu, nikt tego nie zrozumie, on sam zresztą też. Mówi mi, że jestem ładną dziewczyną i dziewczyny takich rzeczy nie robią (co będę jeszcze słyszeć od mężczyzn w trakcie malowania wiele razy). Mimo wszystko dzwoni po kolegę, składamy rusztowanie, on odjeżdża, moje morale są pokruszone a w głowie odtwarza się historia jego znajomego, który pracując na rusztowaniu złamał kręgosłup. Mimo wszystko kazał wejść mi na rusztowanie i bujał nim, krzycząc kilkukrotnie "nie bój się".


Mural z przestrzenią aktywizującą
Dopóki nie pojawiają się szkice białych postaci jest spokojnie. Ludzie po prostu interesują się tym, że coś się dzieje. W międzyczasie pomaga mi koordynator poprzednich edycji, codziennie bierze moje rusztowanie do swojej piwnicy i rano o 6 je ze mną składa. Okazuje się, że do wspólnoty ktoś dostarczył ulotki z moim projektem, odbyło się głosowanie. Mam jeszcze więcej determinacji, jestem szczęśliwa, że ktoś mi pomaga, że ktoś to wspiera. To musi mieć sens. Studzę swoje przygnębienie wspomnieniem, że ukończyłam 5 lat studiów na ASP i rezygnując z odtwarzania rzeczywistej martwej natury czy ornamentalnych kolorem prac, działam na rzecz ruchu w myśleniu.

O 12 kolejnego dnia rysuje się już czarno-szara powierzchnia, wyłaniają się białe postaci. Słońce idealnie natrafia na ścianę, tak że gdy maluję odbija się wprost na moją twarz i ją parzy. Wtedy następuję kumulacja, bo przechodnie na mnie krzyczą. Regularnie słyszę "bohomazy", że jest to brzydkie i czy to zamaluję. Że dziecko zrobiłoby to lepiej. Że taka ładna dziewczyna a takie brzydkie kolory. Staram się być uprzejma, jest mi jednak na tyle przykro, że nie odpowiadam merytorycznie, tłumaczę się na około. Wierzę , że oswoją się, zrozumieją. "Nie chcemy żadnych Picassów!!" - woła starsza pani, gdy zaraz później inny mężczyzna przybija mi piątkę.
Starszy mężczyzna ubrany w nienaganne szarości

Przychodzą rodziny z dziećmi. Przychodzi kompozytorka, która usłyszała o muralu i z łzami w oczach patrzy na ścianę. Pojawia się idealnie ubrany 95 letni Pan, który prosi o zdjęcie. Ktoś gratuluje mi, ktoś gubi portfel robiąc zdjęcie. Pani ze wspólnoty przeprasza mnie za pana, który chwilę wcześniej krzyczał i przeklinał, przytula mnie i daje różę.

Stawiam obraz w żywej galerii, w skórze miasta, w przestrzeni tuż obok dworca. Poznaję "największego bandytę" Olsztyna, obserwuję ukrytych w zaroślach bezdomnych, rozmawiam z ludźmi, którzy mówią, że Polska to wystarczająco szary kraj, że oni chcą o tym zapomnieć. Orientuję się, że wartość tego obrazka w tym miejscu nabiera siły. Siły, której sama trochę się boję. Wiem, że mural może zostać ponownie przegłosowany i zamalowany. Ale nawet ta chwila, w której będzie istniał jest wyjątkowa. Wydarzyła się dyskusja. Estetyczna i etyczna. Jeżeli ludzie  obrażają się na szarości - to może właśnie one ich dotyczą? Uciekając od dziecięcego oka, które było najbardziej prawdziwe w swoich impulsach, zaznaczają autorytet swoich działań.

Ja i mural
Ja doświadczam na uczuciach, które kiedyś były moje, ale teraz są wspólne. Ulegają transformacji, plastycznie reaktywują się na jednostce. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo ludzie boją się smutku. Dlaczego upiększają przestrzeń, żeby ukryć emocję rozmowy, tego co głęboko za ścianą.

Ilustracji odbieram człowieka a stawiam psa. Odbieram powagę typowo ludzkiej sytuacji, zabieram nasze atrybuty, na których zdolność posiadania tracimy mnóstwo czasu, i trywializuje je w potencjalne przedmioty, które mogłoby mieć zwierzę. Śmieję się, że to co mamy jest nam nie potrzebne. Najważniejsze jest to, co pomiędzy, to co możemy zmienić. O czym nawet pies mógłby gadać.








Finalnie mural zostaje nagrodzony, otrzymując I nagrodę, na co absolutnie nie liczyłam.


Dziękuję za pomoc Mamie, Małgosi i Osobom koordynującym projekt.





Copyright © 2016 Masz bletkę? , Blogger