![O chwilowym omdleniu szarych komórek](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwgmRNTq2qyR-KKdpurBlcuGWZx86Y3p-UojFegGSxUfB7OK0nCOI3p7UXgacih9U589R-JHbeOjNbFDSUfC-1RkkyYwnvrvgWBjVWqafqHGeBjnfIUEauPgedsFk7KwDowGj_7oQjGKwT/s400/20171225_235748.jpg)
"Chwilowe omdlenie szarych komórek. Szubienica.
Lenistwo umysłowe. Brak dostawy prądu. Zawieszenie". Takimi trafnymi i
bolesnymi epitetami nazywałem ostatnio na przemian ze Sputnikiem nasz obecny
stan umysłu. A może tylko mój? Nie wiem. Czasami chaos i wątpliwość we wspólnym
tworzeniu trzeba może na chwilę odseparować, rozłożyć na czynniki pierwsze i
utożsamiać je wyłącznie z własną głową , bo przecież każdy duet, czy grupotwór
składa się ostatecznie z oddzielnych, choć wpływających na siebie jednostek.
Zacznę od siebie. Od swoich papierosów i lęku. Od wychodzenia z mojego domu i
przekraczania pierwszej ulicy. Od powrotów i ucieczek we własne nawyki. Niekontrolowane
lenistwo i niechęć.
![]() |
Edward Mio i Jan Sputnik w neonowym domku, Grudzień 2017 |
Tak jak bohaterka książki Olgi Tokarczuk, Janina Duszejko
wierzy w siłę astrologii, języka gwiazd i elitarnej mapy kosmosu, których nauka
pozwala odczytać lub zajrzeć chociaż na chwilę w głąb siebie, ja wierzę w
niesprzyjające mojej twórczej naturze warunki atmosferyczne w okresie zimowym.
Zimą zaczynam swoje wypracowane latami, strachem i marzeniami o ciepłym lądzie
narzekactwo. Zaczyna się ono mniej więcej od zmarzniętych dłoni,
przypominających dwa fioletowe kikuty, których z niewiadomych dla mnie przyczyn
nie lubię dogrzewać rękawiczkami, a kończy na gniciu do krótkiego za dnia południa
w łóżku. Zimą zmieniam się w Koszmar z ulicy Wiązów, neurotyczną Marnie
Michaels z serialu "Dziewczyny" i Bukę z Muminków - jednocześnie.
Wszystko, czego dotykam i czym staram się zająć, zamarza, umiera, spowija
twórczym szronem. Jestem wtedy trochę odtwórczy. Staram się odtwarzać utarte
role, wchodzić w schematy, na pozór nie zmieniać się wcale, podobać ludziom,
chodzić spowszedniałym, oblodzonym szlakiem.
Ten szlak wyznaczany jest przez niebezpieczne granice tego, co na pozór
bezpieczne - dom, praca, książki do przeczytania, stoły do nakrycia i
przywitania pierwszych gości z nienaganną fryzurą i uśmiechem z waty cukrowej,
wymyślne i mało istotne obowiązki. Moim obowiązkiem jest pisanie, u innych
ludzi geometria wykreślna, wyrywanie zębów, czy wystawianie mandatów za
nieprzepisową jazdę samochodem, pisanie jak każda czynność musi opatrzona być
sensem i samodyscypliną, żeby wykonać zadanie od początku, chociaż by do
połowy, z której wyłoni się ostatecznie koniec. Na pozór przyjemniej i
szczęśliwiej jest jednak wyłączyć mi się na chwilę, opatrzyć moją literacką
przestrzeń ciepłym kocem i wymówkami, które podsumuję słowem - Zima. Bo trzeba
jeszcze przecież zobaczyć najnowszy sezon Shameless, pojechać do domu na
Święta, zaplanować Sylwestra, poprzeglądać dziesiątki stron internetowych
poświęconych niczemu, potupać trochę nogą na mrozie, zgasić w śniegu papierosa
i wrócić do zadymionych rozmów i alkoholowej nostalgii. A umysł, choć skory do
poszerzania własnej percepcji twórczej, zostaje zamrożony w przelotnym
bezsensie.
![]() |
Jan Sputnik, Grudzień 2017 |
Przez ostatnie miesiące wydarzyło się dużo. Dużo za mało. Bo
w moim wypadku "chcieć więcej" oznacza "mieć, być i żyć".
Żyć z sensem. W zgodzie ze swoją niespójną i szaloną naturą. Mieć zdanie na
brak zdania, nie podążać a iść swoim krokiem, być uległym wobec własnej
intuicji, rozkodowywać znaki swoim wskaźnikiem tego, co piękne, mocne i
przydatne. Filmy, zdjęcia, muzyka i książki, które mnie dookreślają, mogą być w
moim rozumowaniu jak współczesne nauki interdyscyplinarne. Krzyżować się,
przenikać, krążyć, oddalać i przybliżać. Nie muszą być całością, by zrozumieć,
a fragmentem, ujęciem, jednym możliwym dźwiękiem, by ułożyć swoją Całość.
Zima, jak każdy okres przejściowy mija, chociaż dobór
odpowiednich narzędzi do jej zakończenia jest w procesie myślowym niezwykle
istotny. Nie wystarczą bowiem odległość od równika, kąt nachylenia słońca,
położenie geograficzne i klimat umiarkowany. Tutaj potrzebny rozwój,
zaglądanie, obwąchiwanie i smakowanie. Docieranie do granic, a potem
przekraczanie ich z niepokojem, bo każdy spokój i poczucie ciągłości w moim
pisaniu oznacza najpierw wyprawę w nieznane , potem przetworzenie wszystkich
możliwych lęków i wątpliwości na własne państwo słów, których nie może
kontrolować i ograniczać żaden chłód, przymrozek i mróz. W tej całej pogoni za ciepłem, jest jeszcze
jeden byt, który przeżywa zimę na swój sposób, o czym bezwzględnie muszę
pamiętać. U niego minusowa temperatura inaczej wpływa na chaos lub omdlenie
umysłu. Docieram więc, staram się
dociekać, badać jego stany bezwładu, żeby przenieść je na swoje bezwłady, a
potem usiąść, powalczyć trochę ze swoim temperamentem i klawiaturą. Mimo
wszystko i do końca, nawet w tych przerwach - dalej tworzyć, nie oczekując od
pory roku nic w zamian!
"Halo, Sputnik!"
"Czołem, Edward"
"Co u Ciebie?"
"Zima."
Edward Mio
![]() |
Jan Sputnik i klubowy pies, 2017/18 |
![]() |
Edward Mio na lotnisku, styczeń 2018 |