lutego 14, 2018

O chwilowym omdleniu szarych komórek

  "Chwilowe omdlenie szarych komórek. Szubienica. Lenistwo umysłowe. Brak dostawy prądu. Zawieszenie". Takimi trafnymi i bolesnymi epitetami nazywałem ostatnio na przemian ze Sputnikiem nasz obecny stan umysłu. A może tylko mój? Nie wiem. Czasami chaos i wątpliwość we wspólnym tworzeniu trzeba może na chwilę odseparować, rozłożyć na czynniki pierwsze i utożsamiać je wyłącznie z własną głową , bo przecież każdy duet, czy grupotwór składa się ostatecznie z oddzielnych, choć wpływających na siebie jednostek. Zacznę od siebie. Od swoich papierosów i lęku. Od wychodzenia z mojego domu i przekraczania pierwszej ulicy. Od powrotów i ucieczek we własne nawyki. Niekontrolowane lenistwo i niechęć. 
Edward Mio i Jan Sputnik w neonowym domku, Grudzień 2017
  Tak jak bohaterka książki Olgi Tokarczuk, Janina Duszejko wierzy w siłę astrologii, języka gwiazd i elitarnej mapy kosmosu, których nauka pozwala odczytać lub zajrzeć chociaż na chwilę w głąb siebie, ja wierzę w niesprzyjające mojej twórczej naturze warunki atmosferyczne w okresie zimowym. Zimą zaczynam swoje wypracowane latami, strachem i marzeniami o ciepłym lądzie narzekactwo. Zaczyna się ono mniej więcej od zmarzniętych dłoni, przypominających dwa fioletowe kikuty, których z niewiadomych dla mnie przyczyn nie lubię dogrzewać rękawiczkami, a kończy na gniciu do krótkiego za dnia południa w łóżku. Zimą zmieniam się w Koszmar z ulicy Wiązów, neurotyczną Marnie Michaels z serialu "Dziewczyny" i Bukę z Muminków - jednocześnie. Wszystko, czego dotykam i czym staram się zająć, zamarza, umiera, spowija twórczym szronem. Jestem wtedy trochę odtwórczy. Staram się odtwarzać utarte role, wchodzić w schematy, na pozór nie zmieniać się wcale, podobać ludziom, chodzić spowszedniałym, oblodzonym szlakiem.  Ten szlak wyznaczany jest przez niebezpieczne granice tego, co na pozór bezpieczne - dom, praca, książki do przeczytania, stoły do nakrycia i przywitania pierwszych gości z nienaganną fryzurą i uśmiechem z waty cukrowej, wymyślne i mało istotne obowiązki. Moim obowiązkiem jest pisanie, u innych ludzi geometria wykreślna, wyrywanie zębów, czy wystawianie mandatów za nieprzepisową jazdę samochodem, pisanie jak każda czynność musi opatrzona być sensem i samodyscypliną, żeby wykonać zadanie od początku, chociaż by do połowy, z której wyłoni się ostatecznie koniec. Na pozór przyjemniej i szczęśliwiej jest jednak wyłączyć mi się na chwilę, opatrzyć moją literacką przestrzeń ciepłym kocem i wymówkami, które podsumuję słowem - Zima. Bo trzeba jeszcze przecież zobaczyć najnowszy sezon Shameless, pojechać do domu na Święta, zaplanować Sylwestra, poprzeglądać dziesiątki stron internetowych poświęconych niczemu, potupać trochę nogą na mrozie, zgasić w śniegu papierosa i wrócić do zadymionych rozmów i alkoholowej nostalgii. A umysł, choć skory do poszerzania własnej percepcji twórczej, zostaje zamrożony w przelotnym bezsensie. 
Jan Sputnik, Grudzień 2017
Przez ostatnie miesiące wydarzyło się dużo. Dużo za mało. Bo w moim wypadku "chcieć więcej" oznacza "mieć, być i żyć". Żyć z sensem. W zgodzie ze swoją niespójną i szaloną naturą. Mieć zdanie na brak zdania, nie podążać a iść swoim krokiem, być uległym wobec własnej intuicji, rozkodowywać znaki swoim wskaźnikiem tego, co piękne, mocne i przydatne. Filmy, zdjęcia, muzyka i książki, które mnie dookreślają, mogą być w moim rozumowaniu jak współczesne nauki interdyscyplinarne. Krzyżować się, przenikać, krążyć, oddalać i przybliżać. Nie muszą być całością, by zrozumieć, a fragmentem, ujęciem, jednym możliwym dźwiękiem, by ułożyć  swoją Całość.
  Zima, jak każdy okres przejściowy mija, chociaż dobór odpowiednich narzędzi do jej zakończenia jest w procesie myślowym niezwykle istotny. Nie wystarczą bowiem odległość od równika, kąt nachylenia słońca, położenie geograficzne i klimat umiarkowany. Tutaj potrzebny rozwój, zaglądanie, obwąchiwanie i smakowanie. Docieranie do granic, a potem przekraczanie ich z niepokojem, bo każdy spokój i poczucie ciągłości w moim pisaniu oznacza najpierw wyprawę w nieznane , potem przetworzenie wszystkich możliwych lęków i wątpliwości na własne państwo słów, których nie może kontrolować i ograniczać żaden chłód, przymrozek i mróz.  W tej całej pogoni za ciepłem, jest jeszcze jeden byt, który przeżywa zimę na swój sposób, o czym bezwzględnie muszę pamiętać. U niego minusowa temperatura inaczej wpływa na chaos lub omdlenie umysłu.  Docieram więc, staram się dociekać, badać jego stany bezwładu, żeby przenieść je na swoje bezwłady, a potem usiąść, powalczyć trochę ze swoim temperamentem i klawiaturą. Mimo wszystko i do końca, nawet w tych przerwach - dalej tworzyć, nie oczekując od pory roku nic w zamian!
"Halo, Sputnik!"
"Czołem, Edward"
"Co u Ciebie?"
"Zima."

Edward Mio

Jan Sputnik i klubowy pies, 2017/18
                
Fioletowe dłonie, Grudzień 2017

Edward Mio na lotnisku, styczeń 2018







         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Masz bletkę? , Blogger