Jan Sputnik i Edward Mio zostają na afterze w Galerii Labirynt. Przeznaczona na ten cel zostaje duża powierzchnia, stoisko z lanym piwem Perła za 5 złotych oraz ogromna dodatkowa sala, przepełniona dymem i muzyką. Ludzie siedzą w pomniejszych grupach. Dla mnie jest trochę nudno, odczuwam przeraźliwe zimno po nieprzespanej nocy, dźwięki się ode mnie odbijają zamiast dobijać, zresztą jak i twarze ludzkie. Tymczasem Edward Mio zdaje się być w towarzyskim nastroju. A raczej szukać tego nastroju, którego również nie uświadcza do końca w tym miejscu. Sam pomysł łączenia galerii z imprezami tego typu zdaje się być dobrą inwestycją. Skupia środowisko, może daję im możliwość na interakcje. Ja jestem tymczasem z trochę innej mentalnie epoki, więc wyobrażam sobie, kto kilkadziesiąt lat temu mógł tu siedzieć i o czym rozmawiać, jakiej słuchać muzyki. Właśnie, jakiej muzyki słuchał Jerzy Bereś, Joseph Beyus czy Natalia LL...
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgb3urm5CFID2CNfhJEIm-6wxFnYqq4mTGsHWW_OhlQr12TU5LP9ReFpFL2jVwLuJ87mgBu0vRNyJoimNGd8xHoZOrmU5zXkSvsanrOiOaNvvZc-_lQyK9j0UMLK2GB6fK2C-YfDXkB5Vlc/s320/24171632_919662548191814_315161756_n+%25281%2529.jpg) |
Napis na klatce schodowej, Lublin 2017 |
Postanawiamy wybrnąć z tego miejsca, zobaczyć, co słychać w samym Lublinie. Podpytujemy osoby gdzie powinniśmy się udać. Oczywiście część nazw zapominamy, inne powtarzamy jak modlitwę. W toalecie na podłodze jest kupa. Wychodzimy. Zastanawiając się co przyniesie ta okrutnie zimna noc, podchodzą do nas trzy osoby, także spoza Lublina i tak dołączają do naszej wyprawy. Chłopak malarz, jego dziewczyna blond wideo artystka oraz ich etniczna przyjaciółka - również zajmująca się sztuką. Edward niosąc piwo rozmawia żywo gdzieś za mną ze spokojną blondynką, ja natomiast jak zwykle muszę wyrazić sceptycyzm na Warszawę, za co zostaję ukarana dynamicznym monologiem o tym, jak to nie mam racji. To nic, i tak rozmawia się nam miło, po drodze kupują wódkę i idziemy polulalać do Lulu. Jest mi zimniej bardziej niż zimno i mam wrażenie, że moje zmysły także zamarzły, więc gdy siadam do stolika, już od niego nie wstaję. Mio balansuje między papierosami a barem z szybką wódką, w środku klimat jest na bordowo, siedzimy z nowymi kolegami oraz parą, Pana Dredziarza i jego dziewczyny, którzy w zasadzie już rozpoczynają grę wstępną, ale nikomu to w zupełności nie przeszkadza. Pan Dredziarz jak się okazuję uciekł na chwil parę do Bieszczad, a jego kobieta nie może palić papierosów, ponieważ ich seks na tym cierpi. Nowy kolega malarz przechwala się o ogromnych płótnach, które składa, natomiast jego dziewczyna opowiada w smutnym tonie o ważnych problemach tego świata, czasami dwukrotnie. Nasza etniczna koleżanka jest natomiast tą najbardziej wesołą, więc jest jej pełno i jest jej radośnie, chociaż chyba już mnie nie lubi po naszej rozmowie o Warszawie, ach i o Bielskiej Jesieni, gdzie również nasze zdania rozłożyły się na dwóch skrajnościach. Potem jest idea tańca, więc idziemy do Wyrka, które okazuje się zabawnym miejscem, którego jednak nie polecamy. Z uwagi na to, że z Edwardem weszliśmy za darmo a nasi koledzy próbowali uniknąć opłaty
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhV1Iqj-IxF2x4uzaul7OIrLmC9btHG4xlueG7vH4sZm-tkOU_8KTy1SDJpSn4BtLqElrkH6vqfYLqnJvsT4bDp42pCBsXSOYmsCudQ4uf2xXgFRn1Eqxd4s3Dsh1B70RukTvtoDvwLoIVx/s320/24257351_919662638191805_1561038266_n.jpg) |
Mroczna uliczka, Lublin 2017 |
wyłączono muzykę. A w zasadzie wyłączył ją rosły pan z brodą za barem. Samo miejsce to mroczne 15m2, więc wywołało to szum, a w zasadzie ludzie tańczący zaczęli śpiewać i tańczyć do swoich głosów. Wychodzimy, bo muzyki brak a 5 złotych zdało się niektórym majątkiem. Nie wiemy gdzie jesteśmy, ale na pewno na uboczu tego miasta, więc planujemy taksówkę, którą w pędzie i swoim sprycie łapię. Jedziemy do centrum, próbujemy wejść do jeszcze kilku miejsc, ale chyba ambicje i cele poszły w złym kierunku, bo nic z tego już nie wychodzi i musimy się żegnać. Wracamy do Wandy.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjKg_XRgPIivBLrgR4ujM2KoXLqqJ-gfvRAGtqYwyYDBL-m_IWYJ5n2GzF7SIsex1AyxiwHZe8hmKQPZMYLGUOxMZ5ll3FaPKSzb1cwGbW6F_VUEFVYP1BhJaYZ2S3AATEUhzJyiJo7yYA8/s320/24098820_917958271695575_1451539413_n.jpg) |
Talerz, Picasso |
W Wandzie budzimy się stanowczo za późno, ja pędzę po kawę, a gdy wracam Edward wychodzi już z łazienki. Pijemy po dwie kawy na głowę, spalamy paczkę papierosów oraz obrus i jedziemy znów do miasta. Oglądać Picassa. Wszyscy krzyczą, że to zwiedzanie na pół dnia i co my tutaj robimy, ale to nic, starcza nam czasu. Picasso gładzi nasze ciała, opowiada historie perfekcyjną, gładką kreską i temperamentnym kolorem. Lubię, jak drwi trochę z prostoty pewnych spraw i
wreszcie samego człowieka, tak że ten stojąc przed dziełem czuję się na wpół to głupi, na wpół to nagi. Oczywiście są też dzieła pełne afiszu, jakiegoś rodzaju złota, odwołujące się do poważnych historii tego świata przed urodzeniem pana chrystusa jezusa. Czytamy też krótkie notatki, a to o pobycie Pabla w komunistycznej Polsce czy o tworzeniu przez niego w ukryciu naczyń naznaczanych rysunkiem. Porządna wystawa, która pozostawia niedosyt, ale podejrzewam że aby nasycić się Picassem, przejść przez jego twórczą drogę potrzeba byłoby przestrzeni ekspozycyjnej wielkości dużego miasta. I funduszów wielkości małego państwa.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRBCRjIBQvYzySxdEOcVSIBulQ2S-Bszba5FSNo22w1O-nR_bPcCSzQeCNiOu0yFI64DfoEMpvqE11q8tK9DlM7KinsfcrmoXJgPTDI2n9RTIvc3Urfhbp0KWMq6oss4sWIDYkAjIyP8t4/s320/20171125_193831.jpg) |
Wystrój wnętrz, Zielony Talerzyk |
Lublin i stare miasto zwiedzamy bardzo intuicyjnie. O zmroku w zasadzie jest jeszcze piękniej. Kamienice są wyjątkowo zadbane, tworzą rzędy niskich murów, które otulają przechodnia jak sweter. No, może drapiący sweter, bo w niektórych zakątkach wydaje się być trochę niebezpiecznie (ale nadal pięknie). Przypominamy sobie tymczasem podczas zachwytów nad architekturą, że czas na pokarm. Idziemy do Zielonego talerzyka, poleconego nam wcześniej. Korytarz prowadzący na podwórko kamienic ma na sobie zdjęcia przedwojennych osobistości, których konotacje sięgają okrutniej II wojny światowej. Zostawia to w nas pewną rozpaczliwą rzęsę. Natomiast,
Zielony Talerzyk to cudowne miejsce, do którego powinna wybrać się każda głodna osoba w Lublinie. Oprócz klimatu jak w domu, oprócz obrazów i książek jest przemiły Pan i przemiłe jedzenie.
Zdrowe, od lokalnych dostawców i przepyszne. Nie potrafię recenzować jedzenia, zazwyczaj zresztą nie robi ono na mnie wrażenia, ale tam było cudownie. W tym miejscu też pomyśleliśmy o wyjeździe do Nowego Jorku...
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEibJY1cpOH_lyAQl46dpwK0HNAg3nSecpcZ-lNtYKKBCPlMZ-dz7C_Vta_BmeglzZbpsuaNp_4dgqx-T75xwR97kRVeFRBRN0d8wHTS9kZ2nZ4_K97z1DcRtCMyMHK1MEgZHWcA7rMiI_kN/s320/44444.jpg) |
Wanda |
Potem dalej oglądaliśmy kamieniczki i uliczki, próbowaliśmy także obejrzeć najstarszy żydowski cmentarz, niestety był zamknięty. Kupiliśmy w lokalnym Kiwi 24/h napój oraz papierosy, gdzie ekspedientki były już pijane. W ogóle w Lublinie pije się raczej dużo. Jest swobodnie. Finalnie wybraliśmy się do
Domu Kultury na Muzykę Świata afro- balkan grooves. Był Dj, były bębny, była elektryczna perkusja, parkiet i tańczący ludzie. Miejsce labirynt, piętrowe o niskich przejściach ceglanych, gdzie Edward skalał swoją czuprynę o niski strop. Potańczyliśmy, porozmawialiśmy i znów wróciliśmy do Wandy.
Obudzeni zostaliśmy waleniem pięściami w drzwi naszej Wandy, dziwne zwyczaje jak na imitowany dworek, lecz cóż, czas było już opuścić Lublin. Wracaliśmy 10 godzin w dobrym nastroju, o lekkim rauszu, wspominając te dwa dni.
Lublinie- pozdrawiamy!
Jan Sputnik
i więcej trochę prac pana Picassa:
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńZgrabnie i zabawnie ujęte.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia zza miedzy.