czerwca 08, 2018

PUNK W ISLANDII I DZIWNA / PIĘKNA PŁYTA Z UDZIAŁEM BJORK - "PODRÓŻ PRZEZ EUROPĘ" / 1986

PUNK W ISLANDII I  DZIWNA / PIĘKNA PŁYTA Z UDZIAŁEM BJORK - "PODRÓŻ PRZEZ EUROPĘ" / 1986



Punk to dla mnie trochę rodzaj zwierciadła każdej dziury tego świata, która najbardziej ociska wolność konkretnego społeczeństwa. Islandia tymczasem przedstawia mi się, naiwnie zresztą bardzo, jako kraj wiecznej harmonii, której temperament określa wolny bieg strumienia. Tymczasem! Jest punk na Islandii.

Zacznijmy od nazw, myślę że od niej zaczyna się cała konotatywność zjawiska. Jaki brzmi w Polsce na plakatach punk? Cela 3, Ewa Braun, Kryzys, Moskwa, Dezerter.  Jaka sytuacja w kraju, w latach powojennych i komuny,  jest raczej jasna. A Islandzkie zespoły punkowe? Tłumacząc na język polski: Senny Szachista. Ego. Masturbacja. I Kukl na czele z młodziutką Bjork.

Islandzkie Muzeum Punku (zaadaptowana łazienka publiczna)


Islandia posiada swoje Muzeum Punku. Oprócz wiszących słuchawek z muzyką, mnóstwem plakatów, krótkich manifestów i obiegowych symboli punku - jest też pomieszczenie w którym można przymierzyć rebeliancką kurtkę tych czasów i w luźnym kroku pozować z gitarą czy grać na perkusji (na trip adviser można obejrzeć przykładowe zdjęcia). Dla jednych droga pseudo-atrakcja , w miejscu gdzie powinien stać sedes, dla innych coś fajnego. Ja bym chciała. (9$)



20 letnia Bjork
Bjork z zespołem Kukl

Bjork zadebiutowała w telewizji jako 20 latka z dużym brzuchem w fromacji Kukl. Oprócz jakości wystąpienia zespołu, odbiorcy byli oburzeni młodą muzykantką , która - krzyczeli - ma 14 lat i jest w już w ciąży! W latach 70 Islandia jako kraj znacznie różniła się od swojego akutalnego kształtu. W telewizji był 1 program telewizyjny, nie było piwa. Powoli zaczynały wpływać kasety z Anglii, jak Joy Division czy Echo and the Bunnymen, a  młodzież zaczyna odczuwać narastający bunt na pop i dyskoteki. Powstał wreszcie pierwszy sklep z niezależną muzyką. A pierwszym zespołem, który występuje na wyspie jest - The Kinks.

(((( Bjork występująca z wielkim brzuchem ciążowym, razem z Kukl ))))

(((Tu mamy nagranie projektu Bjork z Tappi Tíkarrass (zespół łączący punk z jazzem), nazwanego Cork the Bitch’s Ass!)))



Kjartan Sveinsson, islandzki muzyk z Sigur Ros, mówił, że w islandii nie było czegoś takiego jak beatlemania. Każdy rozpoczynał wiązanie zespołu od myśli - zróbmy coś innego. To mocno można odczuć obcując z muzyką islandzką. Jej geograficzna niezależność mocno dookreślana jest przez zjawiska artystyczne. 



Powstaje Kukl, rok 1983 i sześciu muzyków. Ja przejdę do ostatniego album, który 

Kukl w 1986 nagrywa. "Wakacje w Europie", tekst jest już po angielsku. I urządza faktyczną podróż. 

"Rosnąć, rosnąć - Rosnę dłużej więc koniuszki palców dotykają błyszczącego nieba" - 

brzmi pierwszy utwór, który przenosi ducha razem z trąbką. Jest oniryczny, roślinny i brzmi jak kropla rosy pod szklaną kopułą. I tak trwasz.



Drugi utwór to "Francja". Jest agresywniejszy, ma równe, szybkie tempo. Przypomina już bardziej diabelski młyn, który oświetlany ostrym światłem, wywraca scyzorykami. W tekście Bjork śpiewa, powtarzając: tęsknota! tęsknota! - rzuca tym słowem jak lirycznym pociskiem, którego echo jej dodaje spokojniej, na koniec - "biorę ich szare mięsne umysły"....

Gibraltar. To pomieszanie sztuki z poezją, ubranej w muzyczną kompozycję. Diabelski młyn utrzymuje się, prowadzony jest w obecności mężczyzny powtarzającego oczekującym tonem - chcę kwiatów - by ona na te dwa słowa toczyła swój rozbudowany manifest.

Grecja. Teraz manifest rozpoczyna mężczyzna. Opowiada o mężczyźnie, który się gapi na krzyżu. Gapi. I gapi. Na przeciw ulicy. Gapi się. Tymczasem ona odpowiada, że jest spełniona. I szczęśliwa . Wie czego chce. I ten wielki człowiek nad nią ma na pełną kontrolę. Wierzy i zrobi dla niego wszystko. Einar odpowiada: My wszyscy jesteśmy krzyżem! Gapi się w nasze dusze i wisimy, przez naszą chciwość i głód. Nie potrzebujemy żadnego lustra, by się w nim przejrzeć. Jesteśmy na krzyżu.  Bjork na to...: Bo wiesz, ja teraz jestem w całkiem dobrej relacji, pracujemy ze sobą, ja wykonuję dla niego brudną robotę. On ciągle jest zajęty, bo wisi na tym krzyżu.. Więc ja muszę wszystkich nawracać, wiesz to całkiem nawet dobre, bo ja nie muszę myśleć, po prostu tylko podążać, ach no i wierzyć...  Bjork jest spazmatyczna i ekstatyczna. Krzyczy o swojej wierze, gdy w trakcie muzyka zawija serpentyny niepokoju. Einar zwątpił, jego obłęd przypomina uderzania głowy w wilgotny mur, którego szaleństwo wyrywa słowa z usta. 
Druga strona płyty.

Anglia. Przekornie w tle francuski fragment, który rozrywa chyba niemiecki. A potem rozrywa muzyka. Jest kolorowymi fragmentami pól, mieniącymi w przeciwnych estetycznie sobie kolorach. Wykrzykują na dwa głosy i języki, chyba, w przypadku tej piosenki źle słyszę. Jej prędkość działa na mnie naskórkowo, nie merytorycznie. Muzyka zdaje się zaprzeczać słowom, które w tym tempie ciągle tracą na swojej akutalności, rozłamywane przez drogę ruchu, bardzo natężonego zresztą. On, Ona i muzyka walczą na równej pochyłej, by oddać tej ostatniej głowny głos. A kończy się  - swoim początkiem. Francuskim lekkim fragmentem. 

Holandia. Utwór zaczyna się delikatnymi, wysokimi dźwiękami. Pojawia się delikatna perkusja. Bjork opowiada o mężczyźnie, który zaprosił ją do siebie. Gdy ona usiała na kanapie, ładnej, wygodnej kanapie.  On zamknął drzwi. "Już nie siedzę na sofie!, teraz na niej leżę!, on mnie do tego zmusił!". Nie rozumiem tego rytmu, nie rozumiem tego rytmu - dodaje. Muzyka kroczy szybciej. Piękne, wołające synestetyczne wycie samogłosek o+a  w tle, jest wielkim akapitem w brzmieniu tekstu i preludium, do tego co zechce powiedzieć Einar... "Strach przed kastracją wywołuje w naszych małych umysłach strach... - Pan Bóg i Chrystus już się nie pieprzą, ich strach pozbawił ich seksualności, stawiając nas na krańcu klifu". A Bjork? Jest jej nagle dobrze. Ale nie wie kogo łaknie. Einar i Bjork krzyczą w przeciwnych kierunkach, nie spotykają swoich głosów. On o strachu na klifie, ona jakby jeszcze przed - w trakcie, doświadcza strachu, pożądania i zagubienia , które widzi już Einar. 

Dwie ostatnie piosenki zostawiam zainteresowanym do zrozumienia i rozszyfrowania na własną rękę. Ja już mam dość. To świetny album... Dziwny, niepokojący, brutalny. Trochę trzącha, i na pewno ciągle wyrywa z jakiejkolwiek pewności i stabilność. Kojarzy mi się ze spolaryzowanym Romeo i Julia , których bohaterowie spadają w przepaść, a łączy ich strach i człowieka ułomność na zasadzie Sheakspearowskiej kreacji miłości i przeciwności losu. Wir, wir w czarno-zielono-żółte prążkowane tunele. Neonowowe ostrzeżenie. 


---------------------------------- Poszukawałam w internecie reakcji na album, sprawdzając, czy ścieżka mojej analizy nie popłynęła zbyt daleko. Nie. W sieci znajduję:   Einar is a psycho. A disjointed, quirky, kooky scatter of screeching   ,   You sink, the weirder and more disturbed it becomes  ,  Brilliant mess ,  


Dokładnie. Tymczasem KUKL rozpada się i zostaje powołana z ramiona kilku członków tego zespołu - The Sugarcubes. Ale to opowieść na inną bletkę.





Jan Sputnik



1986

czerwca 04, 2018

Membrany. Drgania. Rozkosze.

Membrany. Drgania. Rozkosze.
Mam w sobie tysiące wspomnień. Do każdego z nich, w zależności od pory dnia i pogody umysłu, zaglądam często, żeby mniej bolało. Żeby świat stał się strawny, smakował mimo przesolenia i spieprzenia własnej, tożsamej rzeczywistości, rzeczywistości lęków pod kołdrą i o kwiatki doniczkowe. Ostatnio coś mi wyszło w życiu, ostatnio podlewam je regularnie, a one rosną. Cud. Chwilowa radość. Przypływy i odpływy. Kompulsje. A potem znów trzeba schować się na chwilę przed własnym sobą, najlepiej w pościeli, w totalnej ciemności, powspominać. Bo wspomnienie daje nić pewności, że jeszcze żyję, jeszcze oddycham, mimo własnych słabości i autorozczarowań, których w ostatnim czasie, niechcący, udało mi się nazbierać.

Edward Mio, jezioro i drzewo.
Wczoraj pojechaliśmy nad jezioro. Wczoraj znów, przypadkiem, coś mi w życiu wyszło.  Wsiedliśmy w samochód, zabraliśmy ze sobą psa, prowiant na ognisko, papierosy, ręczniki. Sputnikowi udało się nawet kupić profesjonalny strój kąpielowy w gąszczu tysiąca innych absurdalnie drogich tekstyliów za jedną dziesiątą jego początkowej ceny. Powód do dumy. Mój i jego.

Jan Sputnik i Edward Mio w poszukiwaniu stroju kąpielowego. 

Jadąc samochodem, słuchaliśmy płyty Adama Green'a. Dużo śpiewał o seksie, uwielbieniu dla waginy i wszystkim, z czym mu się wagina kojarzy. Było więc przyjemnie, jakby wesoło i jakby rozkosznie, bo proste rymowanki o nieprostych sprawach, wprawiały nasze głowy w wibracje podyktowane trochę kacem, a trochę nierównością asfaltu.

                                    

Jezioro i dzikość lasu, w którą to jezioro zostało wrzucone dały spokój, a może zachwyt nad zachwytami. Tu natura wysyła światu ostateczny sygnał, żeby świat ludzkości się od niej odpieprzył, dał jej dalej tworzyć to, co tworzyła przez nieskończoność lat wstecz, aż do teraz. Pozwala nam na chwilowe obcowanie z jej majestatem,  rozbieramy się więc i wchodzimy do wody. Trzeba dużo pływać, dużo ruszać ciałem, żeby ciało, oderwane od nieznanej powierzchni, nie utonęło. A tonąłem ostatnio dużo, pomimo braku jakiegokolwiek zbiornika wodnego. W sobie.

Od lewej: Tomo, Dan, Sputnik i Hannah. Jezioro Kierskie, czerwiec 2018
                                                                                     
Od lewej: jezioro, rzeczy osobiste, prowiant, Tomo i Sputnik
                                             

Wczoraj byliśmy nad jeziorem, prawdziwi, jeszcze jędrni, jeszcze młodzi, każde z nas na swój sposób autentyczne i piękne. Z drzew i krzaków uformowaliśmy wieszaki na ubrania, psom zapewniliśmy stały i nieskończenie potrzebny dostęp do wody i zieleni, sobie dostęp do całej wszechrzeczy po trochu. Kawałek po kawałku, krok po kroku, spojrzenie po spojrzeniu. Podziwiałem nas, prostotę i każdy symbol obcowania z drugim człowiekiem w przyziemnej, a może nadziemnej chwili. Swojej głowie, wciąż nieposłusznej i niesfornej, dałem nowe doświadczenie. Doświadczenie Sprzed lat, wyprawę nad jezioro i doświadczenie Teraz, które będę mógł ponownie nazwać, skatalogować, umiejscowić w magazynach świadomości. Wczoraj czułem, że ponownie brodzę, ponownie płynę, pozwalając zmysłom rozbebeszyć się wygodnie na słońcu.

Ta cała wyprawa z prowiantem, ciałem wystawionym na działanie nieba, lasu i wody, wszystko po to, żeby choć na chwilę móc spojrzeć na siebie z tej przyjemniejszej, oddalonej perspektywy. Bo perspektywa Ja-dziś, jest w nieustannym ruchu, ciężko więc o stałe punkty, na których można by oprzeć horyzont i ziemię. A tutaj, w tych dwóch godzinach udało mi się zdefiniować poczucie chwilowej przynależności - Do i Od. 

Od lewej: drzewo kłaniające się wodzie, Tomo i Edward Mio.

                 
Niby harcerze i harcerki. Czerwiec 2018
 Jan Sputnik brodzący w wodzie. Czerwiec 2018
Od lewej: Fuku/ Fukushima, Tomo i Hannah. Jezioro Kierskie, czerwiec 2018

                                                             













Wspomnienia są jak przypływ. Woda na stałym lądzie. Zalewają nas, przykrywają niedoskonałości, strukturę, powierzchnię ciał. Obniżają lub podwyższają poziom glukozy i endorfiny, formują świat pamięcią o kształcie, barwie, zapachu, dotyku jego i Twoich kąpielówek. Są wreszcie jak Ogień, który razem z nimi wzniecasz, żeby wewnątrz drżały wciąż, płonęły pragnienia i emocje. 

E.M.

Wracamy do domu. Czerwiec, 2018
Copyright © 2016 Masz bletkę? , Blogger