Mam w sobie tysiące wspomnień. Do każdego z nich, w zależności od pory dnia i pogody umysłu, zaglądam często, żeby mniej bolało. Żeby świat stał się strawny, smakował mimo przesolenia i spieprzenia własnej, tożsamej rzeczywistości, rzeczywistości lęków pod kołdrą i o kwiatki doniczkowe. Ostatnio coś mi wyszło w życiu, ostatnio podlewam je regularnie, a one rosną. Cud. Chwilowa radość. Przypływy i odpływy. Kompulsje. A potem znów trzeba schować się na chwilę przed własnym sobą, najlepiej w pościeli, w totalnej ciemności, powspominać. Bo wspomnienie daje nić pewności, że jeszcze żyję, jeszcze oddycham, mimo własnych słabości i autorozczarowań, których w ostatnim czasie, niechcący, udało mi się nazbierać.
Edward Mio, jezioro i drzewo.
Wczoraj pojechaliśmy nad jezioro. Wczoraj znów, przypadkiem, coś mi w życiu wyszło. Wsiedliśmy w samochód, zabraliśmy ze sobą psa, prowiant na ognisko, papierosy, ręczniki. Sputnikowi udało się nawet kupić profesjonalny strój kąpielowy w gąszczu tysiąca innych absurdalnie drogich tekstyliów za jedną dziesiątą jego początkowej ceny. Powód do dumy. Mój i jego.
Jan Sputnik i Edward Mio w poszukiwaniu stroju kąpielowego.
Jadąc samochodem, słuchaliśmy płyty Adama Green'a. Dużo śpiewał o seksie, uwielbieniu dla waginy i wszystkim, z czym mu się wagina kojarzy. Było więc przyjemnie, jakby wesoło i jakby rozkosznie, bo proste rymowanki o nieprostych sprawach, wprawiały nasze głowy w wibracje podyktowane trochę kacem, a trochę nierównością asfaltu.
Jezioro i dzikość lasu, w którą to jezioro zostało wrzucone dały spokój, a może zachwyt nad zachwytami. Tu natura wysyła światu ostateczny sygnał, żeby świat ludzkości się od niej odpieprzył, dał jej dalej tworzyć to, co tworzyła przez nieskończoność lat wstecz, aż do teraz. Pozwala nam na chwilowe obcowanie z jej majestatem, rozbieramy się więc i wchodzimy do wody. Trzeba dużo pływać, dużo ruszać ciałem, żeby ciało, oderwane od nieznanej powierzchni, nie utonęło. A tonąłem ostatnio dużo, pomimo braku jakiegokolwiek zbiornika wodnego. W sobie.
Od lewej: Tomo, Dan, Sputnik i Hannah. Jezioro Kierskie, czerwiec 2018
Od lewej: jezioro, rzeczy osobiste, prowiant, Tomo i Sputnik
Wczoraj byliśmy nad jeziorem, prawdziwi, jeszcze jędrni, jeszcze
młodzi, każde z nas na swój sposób autentyczne i piękne. Z drzew i krzaków
uformowaliśmy wieszaki na ubrania, psom zapewniliśmy stały i nieskończenie
potrzebny dostęp do wody i zieleni, sobie dostęp do całej wszechrzeczy po
trochu. Kawałek po kawałku, krok po kroku, spojrzenie po spojrzeniu.
Podziwiałem nas, prostotę i każdy symbol obcowania z drugim człowiekiem w
przyziemnej, a może nadziemnej chwili. Swojej głowie, wciąż nieposłusznej i
niesfornej, dałem nowe doświadczenie. Doświadczenie Sprzed lat, wyprawę nad
jezioro i doświadczenie Teraz, które będę mógł ponownie nazwać, skatalogować,
umiejscowić w magazynach świadomości. Wczoraj czułem, że ponownie brodzę,
ponownie płynę, pozwalając zmysłom rozbebeszyć się wygodnie na słońcu.
Ta cała wyprawa z prowiantem, ciałem wystawionym na działanie nieba, lasu i wody, wszystko po to, żeby choć na chwilę móc spojrzeć na siebie z tej przyjemniejszej, oddalonej perspektywy. Bo perspektywa Ja-dziś, jest w nieustannym ruchu, ciężko więc o stałe punkty, na których można by oprzeć horyzont i ziemię. A tutaj, w tych dwóch godzinach udało mi się zdefiniować poczucie chwilowej przynależności - Do i Od.
Od lewej: drzewo kłaniające się wodzie, Tomo i Edward Mio.
Niby harcerze i harcerki. Czerwiec 2018
Jan Sputnik brodzący w wodzie. Czerwiec 2018
Od lewej: Fuku/ Fukushima, Tomo i Hannah. Jezioro Kierskie, czerwiec 2018
Wspomnienia są jak przypływ. Woda na stałym lądzie. Zalewają nas, przykrywają niedoskonałości, strukturę, powierzchnię ciał. Obniżają lub podwyższają poziom glukozy i endorfiny, formują świat pamięcią o kształcie, barwie, zapachu, dotyku jego i Twoich kąpielówek. Są wreszcie jak Ogień, który razem z nimi wzniecasz, żeby wewnątrz drżały wciąż, płonęły pragnienia i emocje.
Edward Mio , ur. 1991 w Olsztynie. Ukończył Filologię Angielską oraz Media Interaktywne na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Z natury wagabunda. Tułacz różnych formacji, wianuszek wielu dusz. Selektor słów i wrażeń, baczny obserwator. Inicjator kadrów i poezji.
Jan Sputnik
Jan Sputnik ur. 1992 w Olsztynie w rodzinie artystyczno-przedsiębiorczej. Studiowała malarstwo na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Od lat zajmuje się pędzlem, płótnem i farbami, a to co z nich powstaje można zobaczyć w sieci i rzeczywistości. Na co dzień mieszka i tworzy w różnych, stałych i niestałych przestrzeniach.
Maszbletke to projekt na spięcia i kontrasty. Pewna kolizja między czarnym a białym. Doświadczenia rozkładane na kości.
To warsztatowe tworzywo. Autorskie neurony. Antywirusy. Podawaj po posiłku, zażywaj na rzeczywistość i przed snem zażywaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz